
Druga kadencja Donalda Trumpa może oznaczać wzmocnienie zaangażowania Stanów Zjednoczonych w regionie Indo-Pacyfiku. Taką tezę potwierdzałyby ostatni doroczny raport amerykańskiej społeczności wywiadowczej, memorandum szefa Pentagonu, którego zarys wyciekł do mediów oraz przebieg wizyty sekretarza obrony Petera Hegsetha w Azji.
Chiny priorytetem: Pentagon redefiniuje strategię w Indo-Pacyfiku
Co roku Biuro Dyrektora Wywiadu Narodowego publikuje raport na temat najpoważniejszych zagrożeń dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Tegoroczna edycja wymienia ChRL jako najpoważniejsze wyzwanie dla Ameryki o charakterze państwowym. Dokument potwierdza, że “Chiny wyróżniają się jako podmiot najbardziej zdolny do zagrażania interesom USA na całym świecie, (…) stanowią najbardziej kompleksowe i silne zagrożenie militarne dla bezpieczeństwa narodowego USA”.
Fakt wzmocnienia amerykańskiego zaangażowania w regionie Indo-Pacyfiku, potwierdza także treść wewnętrznego memorandum sekretarza Hegsetha dla urzędników Pentagonu, do którego dotarł „Washington Post”. Dokument pod tytułem “Interim National Defense Strategic Guidance” wyraźnie określa kierunki ewolucji polityki departamentu obrony w kwestii priorytetów zaangażowania wojskowego Ameryki na świecie. Zgodnie z wytycznymi zawartymi w memorandum, priorytetowym zadaniem Stanów Zjednoczonych powinno być odstraszanie Chin, a szczególnie niedopuszczenia do agresji na Tajwan. Jak się wydaje, w związku ze zbyt dużą liczbą globalnych zobowiązań sojuszniczych departament obrony ma podjąć skalkulowane ryzyko mniejszego zaangażowania militarnego w Europie i na Bliskim Wschodzie. Zgodnie z treścią dokumentu konstrukcja i planowanie użycia sił zbrojnych USA miałyby uwzględniać tylko potencjalny konflikt z Chinami na Pacyfiku, natomiast powstrzymywanie Rosji pozostawić w gestii europejskich sojuszników Ameryki.
“Wskazówki Hegsetha potwierdzają, że USA raczej nie zapewnią Europie znaczącego, jeśli w ogóle, wsparcia w przypadku rosyjskiej agresji zbrojnej. Waszyngton zamierza skłonić sojuszników z NATO do przejęcia odpowiedzialności za obronę regionu. Amerykanie mogą wesprzeć europejskich sojuszników głównie nuklearnym odstraszaniem Rosji, ale NATO powinno liczyć tylko na te siły USA, które nie są wymagane do obrony kraju lub misji odstraszania Chin” – pisze o memorandum szefa Pentagonu „Washington Post”.
W kwestii poprawy zdolności USA i Tajwanu do odstraszania Chin memorandum podkreśla konieczność zwiększenia obecności wojskowej w Cieśninie Tajwańskiej poprzez częstsze misje, patrole i ćwiczenia z wykorzystaniem okrętów podwodnych, bombowców, okrętów bezzałogowych i jednostek specjalistycznych armii i piechoty morskiej. Plan zakłada również poprawę działań amerykańskich sił zbrojnych w regionie, które mają działać w większym rozproszeniu. To z kolei, będzie oznaczało wzrost wyzwań logistycznych, które mają znaleźć się w centrum zainteresowania Pentagonu.
Podkreślając wsparcie w celu odstraszenia chińskiego ataku na Tajwan, dokument wzywa również do „wywierania presji” na Tajpej, aby „znacznie zwiększyło” wydatki na obronę. Trump i przedstawiciele jego administracji, wielokrotnie krytykowali Tajwan za niedoinwestowanie zdolności obronnych, wzywając samorządną wyspę do wydawania nawet 10 procent PKB na ten cel. Jednak władze w Tajpej określiły to żądanie jako nieosiągalne. Jednocześnie jednak prezydent Lai Ching-te zapowiedział kilka dni temu wzrost wydatków budżetu wojskowego do poziomu 3 procent PKB z obecnych 2,5 procent.
Azjatycki tour Hegsetha: Filipiny i Japonia na pierwszej linii frontu
O wzmocnieniu zwrotu Ameryki ku Pacyfikowi może świadczyć także niedawna podróż do Azji wspomnianego szefa Pentagonu. Kilka dni temu sekretarz Hegseth odwiedził dwóch traktatowych sojuszników Waszyngtonu, Filipiny i Japonię. W piątek w Manili spotkał się z prezydentem Ferdinandem Marcosem Jr. i sekretarzem obrony Gilberto Teodoro. Sojusznicy omawiali sposoby wzmocnienia odstraszania Chin w obliczu ich rosnącej potęgi i agresywnej polityki na Morzu Południowochińskim.
„Odstraszanie jest konieczne na całym świecie, ale szczególnie w tym regionie, w waszym kraju, biorąc pod uwagę zagrożenia ze strony komunistycznych Chin” – stwierdził Hegseth w wypowiedzi dla Associated Press po spotkaniu z prezydentem Filipin. Za słowami sekretarza obrony mają podążyć czyny; ogłosił on, że Stany Zjednoczone rozmieszczą wkrótce na Filipinach rakietowy system przeciwokrętowy Navy Marine Expeditionary Ship Interdiction System (NMESIS), który ma zostać wykorzystany podczas tegorocznych ćwiczeń “Balikatan” z udziałem sił filipińskich i amerykańskich. W ćwiczeniach weźmie udział 10 tysięcy żołnierzy amerykańskich, a także 6 tysięcy z Filipin, Australii i Japonii.
„Nowe uzbrojenie i zwiększona współpraca przemysłowa w dziedzinie wojskowości i obronności odzwierciedlają siłę naszego żelaznego sojuszu, szczególnie w obliczu agresji komunistycznych Chin w regionie” — stwierdził Hegseth w wypowiedzi dla mediów, zauważając, że sojusz między Manilą i Waszyngtonem nigdy nie był silniejszy.
Jak wskazuje portal The Diplomat, koncentrujący się na polityce Azji: “Komentarze Hegsetha stanowią kolejny mocny sygnał, że Filipiny uniknęły najgorszych zakłóceń w relacjach z Ameryką po rozpoczęciu urzędowania przez prezydenta Trumpa i pozostaną priorytetowym partnerem dla Stanów Zjednoczonych, w dużej mierze dlatego, że znajdują się na drodze rosnącej potęgi morskiej Chin w tej kluczowej części świata”.
Innym sojusznikiem Ameryki, którego położenie w tak zwanym “pierwszym łańcuchu wysp” jest kluczowe dla planów powstrzymywania wzrostu potęgi wojskowej Chin, jest Japonia. To właśnie ona była kolejnym przystankiem w podróży sekretarza obrony USA po Azji.
Atmosfera wizyty nie odbiegała od tej na Filipinach. Hegseth wyraził uznanie dla wysiłków Tokio na rzecz poprawy zdolności wojskowych, stwierdzając, że Japonia jest “niezastąpionym partnerem Ameryki”. Podczas spotkania z ministrem obrony Japonii, Gen Nakatanim, nazwał Tokio „kamieniem węgielnym pokoju i bezpieczeństwa w regionie Indo-Pacyfiku”.
Zapytany na konferencji prasowej po spotkaniach, czy w rozmowach z Japończykami poruszył kwestię podziału kosztów w utrzymaniu kontyngentu ponad 50 tysięcy amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Japonii i poziomu wydatków na obronę tego kraju, Hegseth odparł, że chociaż obie strony „nie rozmawiały o konkretnych liczbach”, wierzy, że Japonia „podejmie właściwą decyzję co do tego, jakie zdolności są jej potrzebne”. „Byli wzorowym sojusznikiem i nie mamy wątpliwości, że tak będzie nadal. Ale zdajemy sobie sprawę, że każdy musi zrobić więcej” – powiedział.
Amerykanie rozmawiali z Japończykami między innymi o przyspieszeniu wspólnej produkcji uzbrojenia, w tym systemów rakiet manewrujących średniego zasięgu typu “powietrze-powietrze” (AMRAAM) oraz możliwości współprodukcji pocisków rakietowych ziemia-powietrze SM-6. Rozmowy dotyczyły także współpracy dowództw wojskowych obu państw, w tym przede wszystkim niedawno utworzonego Japan Self-Defense Force Joint Operations Command (JJOC) – czyli odpowiednika polskiego Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych – z US Force Japan Command. Zakres kompetencji i samodzielności tego ostatniego ma zostać rozszerzony. Działanie to, rozpoczęte jeszcze za poprzedniej amerykańskiej administracji, ma ułatwić dowodzenie i koordynację operacji z sojusznikami w regionie Azji Wschodniej.
Biorąc pod uwagę wypowiedzi Trumpa na temat relacji amerykańsko-japońskich, należy podkreślić, że w tej kadencji możemy być świadkami odnowienia dwustronnego traktatu o bezpieczeństwie między Japonią i Stanami Zjednoczonymi. Jak stwierdził niedawno Trump: „Uwielbiam Japonię. Mamy świetne stosunki z Japonią, ale mamy z nią interesującą umowę, że musimy ją chronić, ale ona nie musi chronić nas”. Niewykluczone zatem, że w obliczu “zwierania szyków” w ramach strategii odstraszania Chin, Waszyngton podejmie intensywne wysiłki na rzecz precyzyjnego określenia zobowiązań sojuszniczych Japonii wobec Stanów Zjednoczonych.
Wnioski płynące dla Polski i Europy z omówionych wyżej wydarzeń wydają się jasne. Mamy potwierdzenie priorytetowego traktowania regionu Indo-Pacyfiku przez administrację Trumpa w kwestii zaangażowania wojskowego Ameryki za granicą. Musimy liczyć się z przyspieszeniem amerykańskiego “zwrotu do Azji” kosztem obecności Stanów Zjednoczonych na innych teatrach strategicznych, w tym w Europie.
Marek Stefan